Kilka ostatnich lekcji etyki poświęciliśmy sprawie Marii Czubaszek (która wywołała duże poruszenie swoimi wypowiedziami), hasłu "P*****, nie rodzę" (które zostało użyte przez Hannę Gill-Piątek jako tytuł artykułu w Przekroju) i filmowi "To drugie słowo na 'F'" (który opowiada o zmianach, które zaszły w życiu punkowych muzyków po tym, jak zostali ojcami).
Pani Czubaszek, czego prawie nie dało się nie usłyszeć z radia i telewizji, bezpardonowo (choć chyba bez takiej intencji) zaatakowała istniejący w polskiej zbiorowej (nie)świadomości święty obrazek jeszcze świętszej polskiej rodziny i macierzyństwa. Temu wyidealizowanemu wyobrażeniu, stanowiącemu swoiste tabu, punkt odniesienia i bezdyskusyjne przeznaczenie dla kolejnych pokoleń Polaków (a przede wszystkim Polek) był też (między innymi) poświęcony artykuł pani Gill-Piątek.
Nie będę tu streszczał wszystkich wątków, które poruszyliśmy w dyskusji, ale co do jednego byliśmy chyba zgodni: ów ikoniczny obraz rodzicielstwa i macierzyństwa istnieje i ma się dobrze. Czego najlepszym dowodem jest fakt, że wciąż powszechnym zjawiskiem jest widzenie w nastoletnich dziewczętach właściwie wyłącznie przyszłych matek i żon. Im zupełnie nie w głowie myślenie o dzieciach, ale społeczeństwo już patrzy na nie przez pryzmat zdolności rozrodczych i opiekuńczych.
Tymczasem wcale nie musi być tak prosto i różowo. Wbrew temu, co chcemy myśleć, nie wszystkie matki bezgranicznie kochają, nie wszystkie chcą się całkowicie poświęcać dla dzieci, nie wszystkie powinny je mieć. Czy w tej sytuacji jest właściwe – a wręcz moralnie słuszne – bezkrytyczne pochwalanie tradycyjnego modelu rodziny i wywieranie presji na młodych ludziach, by założenie takowej ujmowali w swoich – najchętniej najbliższych – planach?
Niezauważanie problemów jest chyba polską specjalnością. Udajemy, że nie widzimy, że wiele kwestii związanych z bioetyką wymaga uregulowań prawnych – i nie podpisujemy obowiązujących w Europie zachodniej konwencji bioetycznych. Udajemy, że nie wiemy, że w Polsce kwitnie podziemie aborcyjne i takaż turystyka – i cieszymy się statystykami, które mówią o znikomych (w porównaniu z innymi krajami europejskimi) liczbach dokonanych aborcji. Co wynika z tego chowania głowy w piasek? Raczej nic dobrego.
Może lepiej o pewnych rzeczach mówić szczerze, jak Maria Czubaszek i nauczyć się, że nie każdy musi żyć tak, jak my sami uważamy za słuszne. Że to, że sami kochamy różowiutkie bobasy, nie znaczy, że muszą je uwielbiać – i rodzić – wszyscy.
Nieoczekiwanie jednak wsparcie dla tzw. tradycyjnych wartości i tradycyjnego modelu rodziny przychodzi ze strony wytatuowanych facetów, którzy zarabiają na życie wykrzykiwaniem niecenzuralnych słów, które nazywają tekstami piosenek.
Okazuje się, iż wielu z nich czuje, że to dzięki dzieciom zaczęli naprawdę żyć. Opowiadają o tym, że po to, żeby spędzać więcej czasu z rodzinami zrezygnowali z zawodu muzyka, że żeby móc dobrze wywiązywać się z obowiązków "pana domu i głowy rodziny" porzucili to, co stanowiło sens ich życia przez kilka dziesięcioleci. Czyżby chcieli nam wmówić, że są rozważni i odpowiedzialni?
Czy człowiek z tatuażem na czole może nas nauczyć czegokolwiek o odpowiedzialności? Otóż, jak sądzę, jak najbardziej. Zwłaszcza, że właśnie "odpowiedzialność" jest tu słowem kluczowym.
To ono łączy wywiad z panią Czubaszek, artykuł o nierodzeniu (zastrzegam: to tylko skrót myślowy) i film o podstarzałych punkowcach. Tylko pozornie ci ostatni mówią co innego niż ta pierwsza.
Chodzi o to, żeby wyboru drogi życiowej dokonać – właśnie: odpowiedzialnie.
Zadaj sobie pytanie: czy chcę mieć dzieci? Jakim będę rodzicem? Czy to właściwy moment? I postąp zgodnie z tym, jakie dałaś (lub dałeś) odpowiedzi. Czujesz, że nie nadajesz się do bycia rodzicem? Nie powołuj do życia nowego człowieka, bo możesz nie być w stanie dać mu tyle, ile powinien otrzymać.
Jesteś pewien (lub pewna), że chcesz być rodzicem? A może już – mniej lub bardziej świadomie – nimi zostaliście? W takim razie – wywiążcie się z tego zadania jak najlepiej i bądźcie gotowi do poświęceń.
Żadna z tych dróg nie jest lepsza sama w sobie. Dobra jest ta, którą podąża się odpowiedzialnie, mając na uwadze dobro innych i nie rezygnując z własnego.
Marcin Zieliński,
nauczyciel filozofii i etyki w VI LO w Gdańsku.