Jak wskazać młodzieży pozytywne wartości we współczesnym świecie?
Zagubienie w dzisiejszym świecie, poszukiwanie wartości i odnalezienie człowieczeństwa w jego podstawowym wymiarze jest doskonałym momentem na omówienie problemu tolerancji, jej wdrażania i miejsca w życiu dzisiejszej młodzieży. Czuję się upoważniony do zabrania głosu jako absolwent studiów filozoficznych, nauczyciel historii i wychowawca.
Przedmioty, których nauczam łączą się z przekazywaniem wiedzy o tym co wspólne dla naszej cywilizacji. Nie mogę więc pozostawić na uboczu dyskusji z uczniami o ponadczasowych wartościach takich, jak piękno, dobro, prawda, o naszym miejscu w świecie i sposobie samorealizacji, o tym, że nie żyjemy na bezludnej wyspie, lecz w określonym społeczeństwie, zróżnicowanym i podzielonym. Z tego powodu ulegamy różnym wpływom, nieraz niezgodnym z tymi, które wynieśliśmy z domu, z własnego środowiska.
Szczególnie zagubione jest obecnie młode pokolenie, któremu trudno wybrać dla siebie to co może być drogowskazem w ich przyszłym życiu. Natłok wiadomości i różnych stylów życia, zagubienie ideałów lub inne ich rozumienie, zderzenie różnych światopoglądów, swoboda obyczajów, postępujący „wyścig szczurów”- to elementy otaczającej nas rzeczywistości, gdzie tylko odporni lub bezwzględni znajdą swoje miejsce.
A równocześnie jako nauczyciel i wychowawca jestem człowiekiem z pewnym bagażem doświadczeń którymi staram się dzielić z moimi uczniami, wysłuchując ich racji i starając się tłumaczyć dlaczego nie możemy być na uboczu, dlaczego musimy posiadać własne zdanie i jak daleko możemy się posunąć w jego realizacji by, przekonując do naszych racji, uszanować inne.
Dlatego w mojej klasie powiesiłem hasło: „W kraju tolerancji nikt nie potrzebuje się lękać tego, kim jest” głoszone przez księdza J. Tischnera, które powinno być drogowskazem dla wszystkich.
Ukończone studia filozoficzne pozwalają mi na szersze spojrzenie na problem tolerancji, na zmianę treści tego pojęcia na przestrzeni wieków i nie uleganie (podkreślam: nie uleganie) obecnej modzie pozwalania na wszystko właśnie w imię tolerancji. Niesie to bowiem za sobą zgodę na konformizm i relatywizm.
Staram się tłumaczyć, że tolerancja to nie jest zgoda na wszystko co nas otacza. Że tolerancja to tylko zgoda na głoszenie (i wyznawanie) przez innych poglądów, z którymi się nie zgadzamy, że nie odrzucamy sposobu życia, którego nie aprobujemy i, że jesteśmy w stanie żyć w różniącym się środowisku, godząc się na istniejące zróżnicowanie. Tolerancyjni jesteśmy wtedy, kiedy przy pełnej naszej świadomości zgadzamy się na inne poglądy religijne, etniczne czy seksualne. Nie przekonujemy wtedy na siłę innych do swego sposobu życia, myślenia czy postępowania. Staramy się uzasadnić, dlaczego nasze stanowisko jest inne, dawać przykład swym postępowaniem słuszności naszej racji. Będąc tolerancyjnym powinniśmy przyjąć, że jeśli członek jakiejś społeczności (klasy, grupy kolegów, wycieczki) zachowuje się czy mówi coś różnego od nas, to powinniśmy szukać punktów wspólnych. Musimy pamiętać, że poszukiwanie jedności nie powinno prowadzić do jednomyślności i uniformizacji ale do wzajemnego zrozumienia i akceptacji. Tylko bowiem w ten sposób unikniemy otwartych konfliktów.
Problem tolerancji jest szczególnie ważny w naszym kraju. Z jednej strony nasze społeczeństwo- mówiąc delikatnie- bardzo dorosłe i wychowane w kulcie wyznawania wspólnych celów, przestrzegania wspólnych norm i państwowotwórczej jedności ( niewiele jest bowiem osób, które w sposób zdeterminowany i otwarty głosiło swoją inność). Z drugiej strony jedyną siłą która przez minione lata uczyła czegoś innego był Kościół. Ale też w wielu wypadkach zderzenie dwóch racji: państwa i Kościoła działało na zasadzie konfrontacji, czego efektem było „dwa w jednym”. Oficjalnie zwyciężały racje państwa (co można by określić pojęciem konformizmu) a z drugiej (ale tylko na własny użytek) posłuszeństwo przekazowi kościelnemu.
Po odzyskaniu suwerenności i budowaniu społeczeństwa obywatelskiego ( civil society ) zaczęto głosić potrzebę tolerancji, w wielu wypadkach posuniętej do zgody na wszystko. Po prostu - wpadliśmy z jednej skrajności w drugą. Jeśli nie zapobiegniemy „złej” tolerancji czyli w najlepszym przypadku obojętności i przyzwoleniu na wszystko, to smutne będą tego konsekwencje.
Bardzo często w moim życiu zawodowym następuje zderzenie dwóch stanowisk. Mojego, mam nadzieje i przekonanie, które stara się zrozumieć innych, ich sposób myślenia i postępowania oraz moich uczniów, którzy w rozmowie ze mną przedstawiają swoje racje. W ogromnej ilości wypadków, na pytanie dlaczego ich nie bronią lub nie tłumaczą, ich odpowiedzią jest „a po co się będę wychylał (a). Jest mi obojętn e kto co robi byle by mi nie przeszkadzał”. Nie starają się młodzi ludzie wyjść na zewnątrz, bronić swojego prawa do własnego zdania, ukazać szacunek dla innych. Bo tak jest wygodnie i bezpiecznie.
Staram się zrozumieć ich postawy po to, by argumentować, dyskutować i przekonywać. Staram się aby młodzież zrozumiała, że żyjemy w społeczeństwie pluralistycznym a więc tolerancja jest tego konsekwencją. Przecież obecne czasy to sprzeczne poglądy na każdy temat (eutanazja, aborcja, wiara, seks, polityka) i zmuszeni jesteśmy głosić ideę tolerancji i akceptacji inności. Niestety, wielu ludzi w Polsce wskazuje na inności w społeczeństwie związane przede wszystkim z mniejszościami etnicznymi lub religijnymi. A to prowadzi prosto do nacjonalizmu, a wtedy nie już mowy o tolerancji.
Musimy pamiętać na każdym kroku o wpajaniu młodzieży idei tolerancji. Jest to bowiem postawa naszej codziennej solidarności, okazanie „miłości bliźniego”. Nawet nie przyznając racji temu „innemu” musimy szanować go i nie pozwalać na jego prześladowanie czy skrzywdzenie. Pozwolę sobie jeszcze raz podkreślić pewną, wypowiedzianą wcześniej, zasadę. Otóż, aby tolerancja była prawdziwa i szczera- musi opierać się na stałych zasadach. Nie może być w niej braku dbałości o prawdę, ignorowania dobra i zła, nie poszanowania wspólnych wartości. Nie przestrzegając tego wpadamy w obojętność, w nic nie wierzymy i wszystko nam jedno jakie zajmiemy stanowisko. Mówiąc inaczej: co zrobić aby nasza tolerancja nie zamieniła się w relatywizm?
Stajemy często przed bardzo ważnym zagadnieniem: jak wychować młodzież w duchu tolerancji, nie wodząc jej na pokuszenia wątpienia w pewne niezłomne zasady, w życie, w którym powinni kierować się swoją tożsamością kulturową, rozróżniania prawdy od fałszu, dobra od zła, słuszności tego co przynależne ludzkiej naturze a co jest jej obce?
Odpowiedzią na to jest oczywiście wychowanie podbudowane jakąś teorią. Jeśli zabraknie nam ram teoretycznych to nasze wysiłki sprowadzą się do sceptycyzmu i obojętności. Moim zdaniem ta podbudowa teoretyczna sprowadza się głównie do religii, do tego co naucza kościół. Pozostawiając z boku religijne prawdy niepodważalne, kościół i jego nauki są najprostszą drogą do przekazywania między pokoleniami tradycji i wartości. Chyba tylko religia może dać odpór obojętności, ale oczywiście religia, która będzie uczyła tolerancji nie tylko deklaracjami ale wcielaniem jej w życie. Przykładem może tu być pomost, który zbudował Jan Paweł II pokazując Żydów jako „starszych braci”, godnych poszanowania ich praw.
Tyle tylko, że ta deklaracja papieża a nasze polskie (kierowane często przez przedstawicieli kościoła ) negatywne doświadczenia to dwie różne sprawy ( jako dowód na to niech służy następujący fakt: moi uczniowie pisali referat n. t. Czy jesteś tolerancyjny (a)? W większości wypadków okazało się, że są obojętni a jedna z autorek napisała „nie jestem tolerancyjna bo ksiądz źle to widzi”. Jako uzasadnienie podała że jej katecheta nie dopuszcza dyskusji o różnych racjach. W racje podane przez kościół mamy wierzyć i kropka. Odpowiedzią na takie stanowisko niech znowu będzie ksiądz Tischner, który mówił „nie jestem od potępiania”.
Uważam, że wymaganiu przez Kościół niepodważalności głoszonych prawd powinna towarzyszyć próba poszukiwania punktów stycznych z innymi prawdami, a w każdym razie próba interpretacji inności.
Przykładem do czego może doprowadzić religijna nietolerancja była wystawa w warszawskiej Zachęcie rzeźby Maurizia Cattelana „Ojciec Święty” i reakcja na tę rzeźbę przedstawiciela narodu, posła Witolda Tomczaka. (spowodowanie zniszczenia dzieła) Narzucenie wszystkim „panatomczykowego” kryterium pojęcia dzieła artystycznego stawia nas poza nawiasem europejskiej cywilizacji jako barbarzyńców i ciemniaków.
Nie wspomnę tutaj o antysemickich napisach i wypowiedziach, z którymi część polskiego duchowieństwa walczy raczej niechętnie udając, że ten problem go nie dotyczy. Ale czy tolerancja wobec takich faktów ma być tolerancją o którą nam chodzi? (w świetle tego nie dziwi zdanie napisane przez moją uczennicę).
Oprócz Kościoła, który powinien szczególnie w obecnej dobie uczyć tolerancji choćby we własnym interesie, kształtować młodzież w umiejętności odkrywania „inności”, uczyć odróżnić dobro od zła, ale nie być ostatecznym sędzią- na to by być tolerancyjnym ma także wpływ zacofanie i normalna, ludzka bieda. I tak samo jak wcześniejsze moje uwagi dotyczyły polskiego Kościoła, tak ten problem dotyczy polskiej teraźniejszości.
Musimy raczej się pogodzić ze stanowiskiem o polskiej nietolerancji. Wydaje mi się, że bardzo ważna tego przyczyną jest bieda społeczeństwa i lęk przed przyszłością, przed następnym dniem, po którym nie wiadomo czego oczekiwać. Jeśli bowiem człowiek boryka się z trudnościami materialnymi, obawą o jutro to jak ślimak zamyka się w sobie, w swej niechęci do świata. Kiedy czuje się niedowartościowany, kiedy nie ma poczucia bezpieczeństwa, pewnego spokoju, kiedy czuje się zewsząd zagrożony- to budzi się w nim poczucie niechęci i wrogości.
To z kolei powoduje jego obawę przed innością. Równocześnie brak akceptacji, uczucia miłości i życzliwości, konieczność ciągłej walki powodują, że manifestacyjnie chce on na siebie zwrócić uwagę otoczenia, chce podkreślić brak życiowej satysfakcji. Ta sytuacja powoduje zbliżenie z innymi sfrustrowanymi ludźmi i występowanie już jako masa, mająca tylko żądania. I wystarczy wtedy ktoś, kto pokieruje tą niezadowoloną masą i wykorzysta ją do swoich celów. Wtedy tolerancję można przekreślić i zgodzić się na totalitaryzm i krytykowanie każdego odstępstwa od norm narzuconych przez tych frustratów.
Oprócz więc religii, podstawą do nietolerancji może być bieda i cywilizacyjne zacofanie (można tu użyć terminu zaściankowość).
Reasumując, nie ma chyba innej drogi do realizacji idei tolerancji jak walka z biedą, zacofaniem i fundamentalizmem. Uważam, że tylko ludzie bezpieczni socjalnie i wykształceniowo mają perspektywy i szerokie spektrum poglądów pozwalające im na różność w tym co ich otacza. Pozwalają na inne postawy bo są bezpieczni, pewni siebie i nie muszą się obawiać zagrożenia.
W kontekście problemu tolerancji którą szkoła, która winna kształtować warto przytoczyć pewną wypowiedź. Na pytanie gdzie uczyć się dobrych obyczajów, zasad uczciwości, przyzwoitości, tolerancji, obawy o nacjonalizm- pada odpowiedź:...”Religia powinna bowiem chrześcijaństwo trwa już dwa tysiące lat, Dekalog jest jeszcze starszy- i co z tego? Czy religia przyczyniła się do naprawy obyczajów? Wątpię, chociaż Kościół przynajmniej u nas ma sporo możliwości działania. Czy je dobrze wykorzystuje? Nie sądzę. Rodzina właściwie już nie istnieje... Od szkoły zależy w dużym stopniu, czy zachęci do uczenia się, dyskutowania, odkrywania świata wartości, czy zda je na łaskę podwórka, dyskotek i telewizji...
To nie musi być filozofia, to przede wszystkim muszą być dobrzy nauczyciele, ich przykład, umiejętność rozróżniania tego co dobre... Nacjonalizmu zawsze się boję. W ideologii Dmowskiego jest to biologiczna walka o byt narodu, która wymaga zniszczenia przeciwnika, a tym przeciwnikiem w praktyce stają się- jak to się mówi- masoni, Żydzi i cykliści. Każdy obcy, każdy, kto jest inny- staje się wrogiem. Aby zamknąć społeczeństwo we własnym kręgu „swoich”, trzeba mocnych kryteriów. Co jest nimi dzisiaj? Katolicka wiara i polska narodowość. A reszta? Reszta jest poza i jeśli nie można jej zniszczyć trzeba przynajmniej zepchnąć ją na margines.
Taka ideologia była dla mnie czymś nie do przyjęcia. Byłam wychowywana w atmosferze tolerancji, uznania dla federacji, dla różnych religii i przekonań. Liczyło się tylko to, by być dobrym obywatelem, a to znaczyło: uczciwość, solidarność, praworządność. Boję się nacjonalizmu, bo przeradza się w szowinizm a to jest pół kroku do faszyzmu...”(B. Skarga, Gazeta Wyborcza, 23/24.10.1999r.).
Jestem przekonany, że powinniśmy wyciągnąć z tych zdań wnioski dla siebie i naszych uczniów aby pojęcie tolerancji nie było pustym frazesem ale mogło stać się także polską rzeczywistością. Aby nasza młodzież mogła z podniesionym czołem wejść w życie i nie traktować innych od siebie wrogo, szanować drugiego człowieka i próbować go zrozumieć.
Adam Trzciński, nauczyciel i wychowawca