Jestem rodzicem 12 letniej Ani i zarazem nauczycielem etyki. Córka chodzi do szkoły w dwutysięcznej wiejskiej miejscowości na Lubelszczyźnie, w której rok szkolny zaczyna się mszą świętą w kościele. Celowo nie podaję nazwy miejscowości, by nikogo nie urazić, chodzi mi o przedstawienia pewnego mechanizmu.
Moja córka do V klasy chodziła na lekcje religii. Od tego roku wraz córką postanowiliśmy, że nie będzie ona chodziła na religię - zatem napisałem stosowne oświadczenie dla szkoły:
„Jako opiekun prawny uczennicy klasy VI b – Anny …, zgodnie z Rozporządzeniem Ministra Edukacji Narodowej z dnia 14 kwietnia 1992 r. w sprawie warunków i sposobu organizowania nauki religii w publicznych przedszkolach i szkołach, oświadczam, że zezwalam by moja córka uczęszczała tylko na lekcje etyki.”
Nieoficjalnie wiedziałem, że w tej szkole nie ma etyki, ale zwyczajnie nie miałem, ani ja, ani córka, ochoty na lekcję religii. Mimo że podałem podstawę prawną, która dość jasno określa, co robić w takich przypadkach, to moje oświadczenie sprawiło dyrekcji szkoły i wychowawczyni bardzo dużo problemów z jego interpretacją. Nadal wpisywano dziecku nieobecności na religii a pani dyrektor nawet kazała córce przebywać na tej lekcji wraz z klasą, bo pani katechetka "odpowiada za jej bezpieczeństwo". Na początku też zażądano, bym pojawił się osobiście w szkole - ponieważ pismo przyniosło dziecko i mają problem z ustaleniem wiarygodności podpisu, podobno pani pytała też, dlaczego nie chcę, by córka chodziła na religię – zignorowałem to i czekałem na dalszy obrót sytuacji. Miarka przebrała się, gdy podczas wyborów do samorządu klasowego wychowawczyni do klasy stwierdziła: "Ania to nie jest dobrym kandydatem na przewodniczącą klasy, bo nie świeci przykładem, no i teraz ta religia".... a na religii pani katechetka rzuciła do klasy: "już jedna osoba nie wierzy, czy ktoś jeszcze ma ochotę wypisać się z religii?" - niby niegroźne pytanie, ale zważywszy, że jest to VI klasa szkoły podstawowej, a dzieci jeszcze traktują nauczyciela jak wyrocznię, to dla klasy jest to jasny sygnał, że ta osoba jest nieakceptowana itp. Nie wspomnę, że jest to bardzo niepedagogiczne, ponieważ w ten sposób wzmacnia się powstawanie podziałów i dezintegracja grupy ze względu na światopogląd - „my” dobrzy, wierzący i „oni” – niewierzący. Pani jasno dała do zrozumienia, że rezygnacja z religii, może ściągnąć na tę osobę dezaprobatę nauczyciela - ciekawe czy przeszło by to w liceum? Postanowiłem więc telefonicznie porozmawiać z wychowawczynią, pani jednak nie chciała ze mną rozmawiać telefonicznie i odesłała mnie do pani dyrektor. Ku mojemu zaskoczeniu pani dyrektor była już po lekturze rozporządzenia i wydaje mi się, że zorientowała się, że trochę się zagalopowali. Opowiedziałem jej, jakie są reakcje środowiska na naszą decyzję – zaznaczając, że są to słowa dziecka, że może coś źle zrozumiało, ale dodałem, że jeśli potwierdzi się to i jeśli będą powtarzać się takie sytuacji, to na pewno nie zostawię tej sprawy. Pani dyrektor wydawała się być tak samo zniesmaczona tym, co usłyszała jak ja, obiecała rozmowę z pracownikami. W trakcie rozmowy wyszło też, że szkoła nie wie co zrobić z dzieckiem w czasie religii (mimo że rozporządzenie wyjaśnia to). Wyjaśniłem, że skoro nie ma możliwości zorganizowania lekcji etyki, to zgadzam się, by córka była pod opieką pracowników biblioteki szkolnej.
Na wszelki wypadek kilka dni później napisałem kolejne pismo, dokładnie wyjaśniające całą sytuację z mojej strony:
Oto treść pisma:
„W nawiązaniu do rozmowy telefonicznej z dnia […] pragnę rozwiać powstałe wątpliwości w tej sprawie.
Zgodnie z Rozporządzeniem Ministra Edukacji Narodowej z dnia 14 kwietnia 1992 r. w sprawie warunków i sposobu organizowania nauki religii w publicznych przedszkolach i szkołach - o udziale ucznia w zajęciach z etyki lub religii decydują rodzice poprzez złożenie oświadczenia – i taki charakter miało moje pismo, z którego jasno wynika, że nie jest to deklaracja o uczestniczeniu w lekcjach religii, a etyki.
W myśl obowiązujących przepisów jako rodzic nie mam prawa żądać od szkoły, by zorganizowała lekcje etyki dla mojego dziecka, jako rodzic mogę jedynie złożyć deklarację o wyborze religii lub etyki, co niniejszym uczyniłem. Szkoła ma obowiązek zorganizowania lekcji etyki, jeśli co najmniej siedmioro uczniów złoży podobne deklaracje jak ja i moja córka. Nie posiadam wiedzy, ilu uczniów w Państwa szkole już złożyło takie deklaracje, zatem moje pismo nie mogło mieć roszczeniowego charakteru o konieczności organizacji lekcji etyki, gdyż takie żądanie nie miałoby poparcia w obowiązującym prawie.
Moja córka do klasy V uczestniczyła w lekcjach religii, jednak wspólnie postanowiliśmy, że od VI klasy Ania będzie uczestniczyć tylko w lekcjach etyki, jeśli szkoła ma możliwości zorganizowania takich lekcji. Dodam, że zgodnie z obowiązującymi przepisami nie mam obowiązku składać pisemnej rezygnacji z lekcji religii, ani podawać powodów zmiany z religii na etykę. Podkreślam, iż podczas składania oświadczenia nie miałem wiedzy czy zorganizowanie takich lekcji na obecną chwilę jest możliwe.
Z rozmowy z Panią Dyrektor dowiedziałem się, że moja córka jest jedyną chętną osobą na tego typu lekcje, zatem szkoła nie ma obowiązku organizowania tych lekcji. Wspomniane rozporządzenie przewiduje i takie sytuacje: „Jeżeli uczeń nie korzysta w szkole z nauki religii lub etyki, szkoła ma obowiązek zapewnić temu uczniowi w czasie trwania lekcji religii lub etyki opiekę lub zajęcia wychowawcze.” Rozumiejąc obecną sytuację szkoły, zgadzam się, aby Ania w czasie, gdy jej klasa ma lekcje religii, była pod opieką nauczyciela w świetlicy szkolnej lub w bibliotece.
W związku z powyższym proszę, aby nieobecności na lekcji religii po 5 września (po złożeniu mojego oświadczenia) zostały anulowane (podkreślam – nie usprawiedliwione, tylko anulowane), ponieważ moje pismo było zgodne z przepisami i nauczyciel nie miał żadnych prawnych podstaw, by wystawiać nieobecność Ani na lekcji religii. Miałem nadzieję, że moje lakoniczne oświadczenie w kontekście obowiązujących przepisów nie sprawi tylu problemów z jego interpretacją.
Obawiając się o nietolerancję środowiska wobec Ani mam prośbę skierowaną do nauczycieli Państwa placówki o przeprowadzenie pogadanki nt. czym jest etyka w szkole. Z rozmów z moją córką wynika, że dzieci w ogóle nie mają świadomości, że zarówno religia i etyka są przedmiotami nieobowiązkowymi, i że mogą wybierać między nimi. W chwili obecnej dzieci mogą sądzić, że etyka jest przeciwieństwem religii i zachęca do złego postępowania. Powszechne jest też przeświadczenie, że na etykę chodzą osoby niewierzące – z racji, iż sam jestem nauczycielem etyki pracującym w liceum ogólnokształcącym w Warszawie, stwierdzam, że wśród moich uczniów są zarówno katolicy, chrześcijanie jak i agnostycy i ateiści. W takim układzie w klasie młodzież uczy się szacunku i tolerancji dla innych światopoglądów religijnych, co jest niezwykle ważne, choćby na tle ostatnich wydarzeń w Libii i regionie krajów muzułmańskich. Poza tym, wolność wyznania jest gwarantowana przez Konstytucję i wszelkie dyskryminacje na tym tle podlegają konsekwencjom prawnym. Niestety, mimo kilku dni od rozpoczęcia roku szkolnego, moja córka usłyszała uwagi na temat swojej decyzji, które można uznać jako przejaw nietolerancji. Mam nadzieję, że wynikały one z chwilowego szoku dla otoczenia, gdyż w naszym środowisku takie zjawisko jest jeszcze niecodzienne i takie uwagi nie staną się codziennością, a sama decyzja o wyborze innego przedmiotu niż religia nie stanie się powodem do dyskryminacji czy mobbingu w szkole.”
I wydawać by się mogło, że sprawa została już wyjaśniona, niestety nauczycielska duma została mocno urażona – zdarzają się nauczyciele, którzy nie lubią być pouczani, wszak to oni nauczają. A jeszcze gorzej, jeśli ktoś udowodni nauczycielowi, że się myli. Grono pedagogiczne bardzo wzburzyło się na ostatnią uwagę w moim piśmie – odnoszącą się do możliwości nietolerancji i porównanie do fundamentalistów muzułmańskich, choć oczywiście nigdzie nie było takiego porównania. Zaproszono nas na rozmowę. W trakcie rozmowy wiele spraw zostało wyjaśnionych, m.in. wychowawczyni przyznała, że nie pamięta słów, o których mówiła córka, ale mogło coś paść z jej ust. Niemniej jednak sytuacja została rozwiązana w sposób zadowalający obie strony. Anulowano wszystkie nieobecności córki na religii i nikt nie komentuje już naszej decyzji odnośnie rezygnacji z lekcji religii. Uważam, że warto i należy walczyć o prawo do wolności wyznania nawet, jeśli walczy się ze środowiskiem wiejskich nauczycieli. Nie winię tu nikogo, ani nie osądzam, że ktoś miał złe intencje – raczej było to bezmyślne działanie pod wpływem szoku i spotkania z niecodzienną sytuacją. Jestem pewien, że nikt nie chciał świadomie wyrządzić krzywdy mojemu dziecku, sprawa wymagała jednak uczciwego wyjaśnienia. Wydaje mi się nawet, że w ten sposób zarówno mojej córce, dyrekcji, wychowawczyni i uczniom tej szkoły wyrządziłem dużą przysługę – przetarliśmy szlaki i być może w przyszłości znajdą się kolejne osoby, które odważą się zerwać z bezmyślną i stereotypową tradycją religii w szkole. Bynajmniej nie chodzi tu o nawoływanie do odwracania się od religii w ogóle, – jeśli ktoś wierzy Boga, to nadal będzie wierzył, ale jest też spora grupa ludzi, która nie wierzy, ale nie ma dość odwagi, by się do tego publicznie przyznać – obawia się szykan, wytykania palcami, złośliwych uwag, itp. Warto takim ludziom wskazać kierunek działań i dodać odwagi. Wielu rodziców wysyła swoje dzieci na lekcje religii, by nie występować przeciw ustalonemu porządkowi i tradycji, – bo co powiedzą dziadkowie? Bo jak to dziecko nie pójdzie do komunii i nie dostanie roweru? Bo jak tu ślub później wziąć? Ot takie są najczęściej dylematy w wyborze między religią a etyką. Pamiętajmy, że w małych miejscowościach kościół ma się ciągle dobrze, nie dlatego, że są to świadomi katolicy, ale dlatego, że jest to element kultury, rozrywki – np. tzw. procesje, „poświęcenia pól” czy warta honorowa pełniona przy „grobie Jezusa” na Wielkanoc przez podpitych druhów z Ochotniczej Straży Pożarnej. Mam wielki szacunek do ludzi ze wsi, sam wychowałem się i przez wiele lat mieszkałem w takiej kulturze. Jednak jeśli ktoś w takiej społeczności odważy się powiedzieć wprost „nie chodzę do kościoła, bo nie wierzę w boga”, musi liczyć się, że usłyszy złośliwe i pełne niezrozumienia uwagi na swój temat. Dużo jeszcze czasu musi upłynąć, gdy ludzie będą świadomie wybierać swój światopogląd.
Moje wnioski z tej sytuacji:
- panuje nadal duże niedoinformowanie w kwestiach nauki etyki, nie tylko wśród uczniów, rodziców, ale i wśród samych nauczycieli;
- szkoły trochę z wygodnictwa nie zajmują się organizacją lekcji etyki, trochę ze względu na obawy o wizerunek – np. żeby środowisko nie pomyślało, że dyrekcja należy do partii Palikota i próbuje odciągać dzieci od religii, a to może zemścić się podczas kolejnego konkursu na dyrektora placówki;
- Nieraz warto też spokojnie porozmawiać z nauczycielami i dyrekcją, wyjaśnić swój punkt widzenia, taka rozmowa może być miła i może dać szybkie i dobre rozwiązanie, ton roszczeniowy zostawić na sam koniec, gdy spotkamy się z realnym oporem.
Marcin Kostyra - filozof, nauczyciel etyki w liceum i pedagog resocjalizacyjny - pracuje jako wychowawca w Młodzieżowym Ośrodku Wychowawczym w Warszawie z młodzieżą niedostosowaną społecznie.