Rodzicom z warszawskiego Mokotowa udało się wywalczyć lekcje etyki w szkole. Ale prowadzić je ma katechetka. Polskie Stowarzyszenie Racjonalistów chce poskarżyć się w Komitecie Ministrów Rady Europy, że Polska nie wykonuje wyroku Trybunału w Strasburgu i utrudnia dostęp do zajęć z etyki
Ginące podania, podawanie nieprawdziwych informacji, zasłanianie się nieistniejącymi przepisami. Tak dyrektorzy dwóch szkół podstawowych na stołecznym Mokotowie próbowali zniechęcić rodziców do zapisania dzieci na lekcje etyki. Każdemu rodzicowi wmawiali, że jest jedynym chętnym na etykę. Albo że obowiązek zorganizowania lekcji etyki szkoła ma dopiero, gdy chce ich siedmioro dzieci w klasie (w rzeczywistości - siedmioro w całej szkole). Opisaliśmy sprawę pod koniec marca.W jednej ze szkół rodzice nie dali się zniechęcić. Rozwiesili plakaty i rozdawali ulotki, że szukają chętnych na zajęcia etyki. Efekt: udało się zebrać grupę 15 dzieci. Ugiął się też dyrektor. Przyjął zbiorowe podanie rodziców i obiecał, że zajęcia w przyszłym roku się odbędą. - Ale zaznaczył, że będzie problem z nauczycielem, więc etykę może prowadzić katechetka - opowiada mama 7-letniej uczennicy. - Dlatego sami szukamy nauczyciela.
Dyrektorzy łamią prawo
Zniechęcanie do lekcji etyki odbywa się wedle schematu dobrze znanego portalowi Etykawszkole.pl. Przez półtora roku uczniowie, rodzice i nauczyciele przysłali kilkaset maili z pytaniami, jak pokonać przeszkody piętrzone przez dyrektorów. Pierwsza to utrudnianie przyjęcia podań. Kolejna - powierzanie zajęć katechecie, wtedy etyka może się stać religią bis. Następna - organizowanie lekcji o niedogodnych porach. Na przykład w jednym z poznańskich liceów etykę zaplanowano w piątek o godz. 15, podczas gdy klasa kończyła ostatnią lekcję przed południem. Skutek: rodzice lub uczniowie sami rezygnują z etyki. Dlatego są miasta w Polsce, gdzie tych lekcji w ogóle nie ma, jak w Rzeszowie. A w Lublinie jest zaledwie w czterech placówkach publicznych.Dlaczego dyrektorzy utrudniają? - Bo podporządkowują się środowisku. Proboszczowi, który uczy religii w szkole, albo zwierzchnikom z kuratorium, którzy dają do zrozumienia, że religia jest ważniejsza od etyki. Dyrektorzy wolą nie podskakiwać - uważa Andrzej Wendrychowicz, wiceprezes Polskiego Stowarzyszenia Racjonalistów. Utrudnianie dostępu do lekcji etyki jest wbrew przepisom. Zgodnie z rozporządzeniem ministra edukacji (ma już kilkanaście lat) religia i etyka to przedmioty nieobowiązkowe, podlegające takim samym regułom. Tymczasem religia jest w prawie każdej szkole, a etyka w zaledwie 4,5 proc.
Trybunał jak grochem o ścianę
W czerwcu 2010 r. Europejski Trybunał Praw Człowieka orzekł, że brak możliwości wyboru w polskich szkołach etyki zamiast religii narusza Europejską Konwencję Praw Człowieka. Do Strasburga poskarżyli się państwo Grzelakowie (w 2002 r.), bo w kolejnych szkołach do których chodził ich syn, odmawiano zorganizowania lekcji etyki. Rodzice próbowali interweniować w kuratorium, MEN i u rzecznika praw obywatelskich. Bezskutecznie.Wyrok Trybunału nic nie zmienił. - Organizacja lekcji etyki jest torpedowana na każdym etapie. Nie ma nauczycieli, programu, podręczników. Do etyki jest tylko jeden podręcznik dla liceów, do religii ponad 100. MEN nie tworzy żadnych instytucjonalnych rozwiązań - wylicza Adam Bondar z Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka.Dlatego Polskie Stowarzyszenie Racjonalistów w połowie lutego zapytało Ministerstwo Spraw Zagranicznych (tu działa specjalny zespół ds. Trybunału w Strasburgu), co zostało zrobione w tej sprawie. Do tej pory nie dostało odpowiedzi.W przyszłym miesiącu chce więc poskarżyć się w Komitecie Ministrów Rady Europy, że Polska nie wykonała wyroku Trybunału. - Komitet nie zamknie sprawy, dopóki Polska czegoś nie zrobi - mówi Bondar. - Jednak skutkiem skargi mogą być tylko dyplomatyczne naciski na Polskę, bo za niewykonanie wyroku Trybunału nie ma kar pieniężnych. Trybunał nie zasądził też żadnego odszkodowania dla skarżących.
MEN milczy
Zdaniem dr. Pawła Boreckiego, specjalisty od prawa wyznaniowego, do poprawy sytuacji nie trzeba zmian w ustawie o oświacie ani w konkordacie. Wystarczyłaby nowelizacja rozporządzenia MEN. - Można w nim wskazać, że religia jest na początku lub na końcu zajęć, by nie stygmatyzować dzieci, które na nią nie chodzą. Stopnie z religii i etyki powinny być na osobnym świadectwie. Limit siedmiorga uczniów na szkołę to widzimisię dawnego ministra i powinien być obniżony - mówi prawnik. - Teraz zajęcia z religii są automatycznie umieszczane w planach lekcji. Żeby wypisać z nich dziecko lub posłać na etykę, rodzice muszą składać podanie. Wystarczyłoby zwykłe oświadczenie rodziców na początku lub na końcu roku - dodaje Andrzej Wendrychowicz. Czy Ministerstwo Edukacji coś zrobi w tej sprawie? W biurze prasowym nikt nie chciał odpowiedzieć na nasze pytania.