Mgła nas nieświadomości zaćmiła obrzydła,
Pasterze ją mnożyli dla pożytku z bydła.
Tak zwykł czynić w zwierzęcej nauczyciel szkole:
Chcąc mieć ucznia posłusznym, oczy mu wykole...
Wszystkie wieki się żalą: dla obfitszej dani
Niszczyli umiejętności wszelacy kapłani,
Prócz niepojętych nauk, których oni sami
I sekretów niebieskich byli tłumaczami...
Kajetan Węgierski(1756-1787) „Oda nie do druku"
Tytuł tego artykułu to slogan reklamowy międzynarodowej organizacji charytatywnej. Żeby było zabawniej organizacji chrześcijańskiej, „Christian Aid". Nie zamierzam zajmować się tą organizacją, istotne jest tu samo apelowanie do ludzkich sumień oparte na rozumowaniu, że życie tu i teraz jest sprawą istotniejszą od domniemanego życia wiecznego. Zajmujący się konkretną pomocą, niezależnie od tego czy robią to dobrze, czy robią to źle (a pomagać dobrze nie jest łatwo, gdyż jak wiadomo piekło jest wybrukowane dobrymi chęciami i bywa czasami, że pomoc przedłuża lub zgoła powiększa nieszczęście), wydaje się zawsze ciekawsze od modłów.
Przypomniałem sobie to hasło na marginesie dyskusji wokół mojego poprzedniego artykułu [na Racjonalista.pl], w którym zastanawiałem się nad etyką świecką i opowiadałem o mojej własnej ewolucji od etyki niezależnej od religii i definiowanej w oparciu o rozważania filozofów, do etyki szukającej swoich fundamentów w nauce o ewolucji, w naturze, która tworząc coraz bardziej złożone organizmy wyposażała je w cechy, które popychają nas do zachowań uważanych za sprzeczne z nagim egoizmem.
Tytuł słynnej książki Richarda Dawkinsa Samolubny gen spowodował mnóstwo absurdalnych interpretacji i doprowadził wielu nieuważnych czytelników do niedorzecznych wniosków. Kompletnie egoistyczne skłonności genów nie oznaczają wyłącznie egoistycznych skłonności złożonych organizmów. Biologów najpierw fascynowała zdolność do współpracy owadów, takich jak pszczoły czy mrówki, których społeczności tworzą swego rodzaju organizm. Podział ról jest tu zdeterminowany biologicznie, co nie znaczy, że nie ma żadnych różnic między jednostkami wykonującymi podobne funkcje, że nie pojawiają się tu jednostki bardziej ofiarne i pasażerowie na gapę.
Zdumiewa fenomen międzygatunkowej kooperacji w naturze, małe rybki czyszczące gęby dużych ryb, ptaki wydziobujące pasożyty z sierści antylop, itp. Problem altruizmu w świecie zwierzęcym wydawał się od samego początku zjawiskiem niemożliwym do wyjaśnienia. Altruizm zmniejsza szanse przeżycia i szanse reprodukcji. Najbardziej powszechny altruizm krewniaczy jedni traktowali jako zjawisko naturalne i nie warte zastanawiania się (właśnie dlatego, że widzimy go nieustannie), inni uważali za coś, co podważa teorię ewolucji. Bardzo niedawno, bo dopiero w 1964 roku, William D. Hamilton zaproponował koncepcję dostosowania łącznego, zaś mechanizm, który steruje tymi zachowaniami inny biolog, John Maynard Smith, nazwał mechanizmem doboru krewniaczego.
Od tamtej pory przeprowadzono setki badań potwierdzających istnienie zjawiska, które uważny obserwator widział od stuleci gołym okiem. Pomoc w wychowywaniu rodzeństwa, obrona rodziny z narażeniem własnego życia, adopcja, itp. Systematyczna dokumentacja tych zjawisk oraz ich wyjaśnianie przy wsparciu genetyki, pozwalają nam zrozumieć, że nie tylko nie ma tu sprzeczności, ale wręcz mamy kolejne potwierdzenie słuszności darwinowskiej teorii (chociaż wyjaśnienie tych akurat zjawisk wymagało czasu i rozwinięcia nowych narzędzi badawczych).
Altruizm, żeby w ogóle był możliwy, wymaga zdolności rozpoznawania poszczególnych jednostek z danego gatunku. I znów biolodzy próbują rozwikłać gdzie mamy do czynienia z ślepymi mechanizmami, a gdzie są one mniej ślepe, oparte na przykład na rozpoznawaniu twarzy. Kilka lat temu ze zdumieniem dowiedzieliśmy się, że pszczoły miodne rozpoznają twarz pszczelarza. Inne badania (koreańskiego naturalisty) pokazały niezbicie, że sroki w parku rozpoznają w tłumie człowieka, który je wcześniej niepokoił zaglądając do ich gniazd. (Oba te przypadki utknęły w mojej pamięci silniej niż inne, ponieważ w dzieciństwie zdarzało mi się podbierać mojej starszej siostrze książkę, którą czytała, i uciekać z nią pod ule. Czytałem sobie spokojnie na kocu, a kiedy moja siostra próbowała do mnie podejść pszczoły zaczynały nerwowo wokół niej latać. Sądziłem wówczas, że ta różnica poległa tylko na tym, że ja się ich nie bałem, tymczasem okazuje się, że one, w związku z częstymi wizytami, mogły mnie rozpoznawać. Z ptakami podobnie, mamy w ogrodzie cztery gniazda szpaków, otwieranie i zamykanie alarmu w garażu połączone jest z elektronicznym dźwiękiem, który najwyraźniej skojarzyły z moją osobą; jeden lub kilka ptaków, ja ich nie rozpoznaję, na mój widok doskonale imituje ten dźwięk.) Mamy dziś dosłownie setki badań nad tym jak zwierzęta rozpoznają się wzajemnie.
Nie muszę chyba dodawać, że żadna moralność nie byłaby możliwa bez zdolności rozpoznawania poszczególnych osobników własnego (i nie tylko własnego) gatunku. Jane Goodall pięknie opisuje początki swoich obserwacji szympansów w stanie dzikim. Żmudny i wymagający niebywałej cierpliwości proces przyzwyczajania zwierząt do swojej obecności, aż do momentu gdy rozpoznawały ją bez trudu, a ona mozolnie uczyła się rozpoznawania poszczególnych osobników w stadzie.
Rozpoznawanie osobników własnego gatunku, a w szczególności osobników z własnego stada, a w dodatku spokrewnionych, jest oparte na wbudowanych mechanizmach biologicznych i dopiero na tym fundamencie rozwija się „sztuka" rozpoznawania obcych. Wśród tych mechanizmów, w szczególności u ptaków, jest tzw. imprinting, czyli uznanie za prawowitego opiekuna pierwszej zobaczonej po urodzeniu (wykluciu się) istoty. Zjawisko zostało wspaniale opisane przez Konrada Lorenza, który wielokrotnie pełnił funkcję rodzica dla kolejnych pokoleń gęsi.
Wszyscy wiemy, że z nielicznymi wyjątkami daje się oswoić tylko bardzo młode zwierzęta, co wydaje się być bardziej rozwiniętą formą tego samego mechanizmu. Studia nad altruizmem odwzajemnionym mimo licznych badań wydają się być ciągle jeszcze w powijakach. Trudno o wątpliwości, że jego biologicznym fundamentem jest opieka nad małymi, a jego skrajna postać to głęboka przyjaźń dorosłych osobników różnych gatunków.
Chyba najwięcej badań nad altruizmem odwzajemnionym przeprowadzono nad wampirami. Nietoperze wampiry żerują na dużych ssakach, ale bliźniego nietoperza kochają i krwią wypitą się dzielą. Wampir zdobywca nie może ukryć faktu, że krwi się ożłopał, bo widać to po jego wzdętym brzuchu, wampir pechowiec, który tej nocy nie miał fartu, głaszcze po brzuchu krwiopijcę i zazwyczaj wampir syty dzieli się z wampirem głodnym. Zazwyczaj, bo bywają wampiry wredne, ale wtedy, jak się role odwrócą, to żadne głaskanie brzucha nie pomoże.
Do innych, często atakowanych zwierząt należą wszelkiego rodzaju małpiszony, a w szczególności szympansy. Sprawa zrozumiała, ze względu na nasze spokrewnienie. Obserwatorzy tacy jak Frans De Waal, oskarżani są często o to, że chętniej posługują się anegdotą niż systematycznymi badaniami. Z małpami, a w szczególności z naszymi najbliższymi krewnymi, jest podobny problem jak z ludźmi i eksperymenty są utrudnione ze względu na ich zróżnicowane osobowości i doświadczenia. Systematyczna obserwacja niebywale zwiększa naszą wiedzę, ale ciągle szukamy jej potwierdzenia w eksperymentach. Prospołeczne zachowania szympansa bonobo są dość dobrze udokumentowane również przez eksperymenty, spór o szympansa trwa w najlepsze i chociaż mamy tysiące obserwacji konkretnych zachowań altruistycznych, jedne eksperymenty pokazują, że szympans jest kompletnym egoistą, a inne, że różnie z tym bywa. Badacze zachowań szympansów w naturze powiadają, że psycholodzy mogą się wypchać ze swoimi eksperymentami, bo relacje między osobnikami w stadzie są, podobnie jak u ludzi, oparte na codziennym stałym obcowaniu ze sobą i wiedzy o tym, czego od tej drugiej małpy można się spodziewać. Ciekawy był jednak eksperyment opisywany przez Marcina Rotkiewicza w „Polityce":
„Zespół Fransa de Waala, postanowił jeszcze raz sprawdzić zachowania naszych najbliższych kuzynów (a rezultaty tej próby opublikowało niedawno czasopismo naukowe "Proceedings of the National Academy of Sciences"). Tyle że tym razem eksperyment został błyskotliwie uproszczony. Zamiast wózków, ciągnięcia liny etc. szympans dostawał wiaderko z 30 żetonami w dwóch kolorach — np. 15 czerwonymi i 15 niebieskimi. W czasie sesji treningowej uczył się, że oddanie eksperymentatorowi żetonu czerwonego („altruistycznego") oznacza smakołyk dla niego i siedzącego w pomieszczeniu obok drugiego szympansa. Żeton niebieski był natomiast „samolubny" — jedzenie otrzymywała tylko małpa wręczająca go. I cóż się okazało? Szympansy znacząco częściej wybierały żeton „altruistyczny" niż „samolubny". Co ciekawe, dla małp nie miało znaczenia ani pokrewieństwo, ani to, czy w sąsiednim pomieszczeniu siedział osobnik stojący wyżej lub niżej w hierarchii grupy. W stosunku do każdego zachowywały się podobnie. Poza jednym wyjątkiem — jeśli szympans siedzący w pomieszczeniu obok zbyt natarczywie domagał się, by również dostać nagrodę, rosło prawdopodobieństwo, że drugi osobnik wybierze samolubny żeton."
Bardzo ciekawe były również badania pokazujące, że małpy (tym razem były to kapucynki) mają poczucie sprawiedliwości. Systematyczne i starannie kontrolowane eksperymenty potwierdzają to, co wielu z nas obserwowało u zwierząt domowych. Jeśli masz w domu dwa, albo trzy zwierzaki, to wiesz, że one widzą, kiedy jednego z nich faworyzujesz.
Teza, że altruizm wyewoluował wraz ze świadomością, zdolnością rozpoznawania innych i pamiętania wcześniejszych doświadczeń, nie jest ani dziwaczna, ani niesprawdzona. Takie są po prostu fakty, a każdy rok przynosi nam kolejne sterty nowych dowodów.
Czy wolno nam łączyć definicję dobra i moralności z tą otrzymaną od natury zdolnością do egoizmu opartego na życzliwości i wymianie? Nie wymyśliliśmy wzajemnego iskania się, zrobili to za nas nasi małpi przodkowie. (Ale tylko bardzo cywilizowany naród mógł wymyślić idiom: You scratch my back and I'll scratch yours.) Nie wymyśliliśmy również jazdy na gapę, ani potępienia gapowiczów. Nasza moralność spoczywa na fundamencie skłonności, w które zostaliśmy wyposażeni przez naturę. Dalej możemy badać jak kultury wzmacniały lub osłabiały te skłonności.
W dyskusji pod moim poprzednim artykułem zastanawiano się nad pytaniem na ile cywilizacja pozwala nam emancypować się od wykształconych przez ewolucję instynktów. Nawyk językowy podpowiada tu odpowiedź: „uchowaj Boże". Jedne kultury wzmacniały orientację na handel wymienny, inne na rabunek. We wszystkich jednak w relacjach wewnętrznych jazda na gapę (przez np. uchylanie się od udziału w polowaniu, ale uczestnictwo w późniejszej uczcie) było potępiane. Poczucie wdzięczności za przysługę jest uniwersalne i nie jest ograniczone wyłącznie do ludzi. Zwierzę, jeśli tylko rozumie, że mu pomagamy, okazuje wdzięczność. Tak więc, nie tyle emancypujemy się od wyprodukowanych przez ewolucję skłonności, ale pozwalają nam one wybierać mądrzejszy egoizm.
To połączenie pojęcia dobra z altruizmem i życzliwością nie wydaje się specjalnie skomplikowane. Rację ma jeden z czytelników pisząc: „Moim zdaniem moralność jest wytworem kulturowym ewoluującym wraz z rozwojem społeczeństwa: pochodną zachowań społecznych." Jeśli potraktujemy ową moralność jako pewien zestaw wyrażonych językiem norm postępowania, to istotnie, jest to zjawisko kulturowe. Ewolucja jednak to nie ksiądz biskup w komicznych szatach klepiący kazania do swoich owieczek. Ewolucja wyposażyła nas w język, ale nie może interesować się tym co wygadujemy.
„Ateiści mają jednak problem z odpowiedzią na pytanie: Dlaczego postępujemy moralnie?" — pisał inny czytelnik. No cóż jedni postępują moralnie, inni jadą na gapę. Istotne jest tu rozróżnienie, kto postępuje moralnie, a kto nie? Jeśli uznamy, że istoty żyjące dążą do przetrwania, a altruizm jest strategią przetrwania w oparciu o życzliwość, łatwo dojść do wniosku, że rozum dyktuje zachowania altruistyczne.
Ponieważ piszę ten tekst w Wielki Piątek, jest to dobra okazja, aby przypomnieć ciekawe spekulacje na temat pochodzenia postu. Oczywiście są to tylko domysły, ale wydają się one zasadne. Otóż, zdaniem niektórych autorów, człowiek przekonany, że za wszystkimi niezależnymi od niego zjawiskami kryją się bogowie, próbował ich nakłonić do altruizmu odwzajemnionego. Było to rozumowanie na zasadzie: jeśli zrobię coś dla ciebie, będziesz zobowiązany do zrobienia czegoś dla mnie. Mechanizm bardzo dobrze znany w relacjach międzyludzkich. Bogów nie było, ale znaleźli się chętni do jazdy na gapę, w charakterze bożych sług.
Twierdzenie, że wszelkie dobro pochodzi od boga jest niesłychanie użyteczne dla handlarzy fałszywym towarem, którzy za obietnicę nagrody po śmierci ściągają nie tylko bajoński haracz za życia, ale dbają starannie o to, abyśmy nie zaczęli dostrzegać dobra, w naszych wzajemnych relacjach bez ich pośrednictwa i byśmy nie zaczęli zauważać, że od tysiącleci są pasażerami na gapę. Wierzymy (wyłącznie) w życie przed śmiercią, którego jakość radykalnie się poprawia, kiedy jest oparte na wzajemnej życzliwości, ale również na ujawnianiu i tępieniu pasażerów na gapę.
Andrzej Koraszewski
Były dziennikarz BBC (także wiceszef polskiej sekcji) i współpracownik paryskiej "Kultury".. Zastępca redaktora naczelnego portalu Racjonalista.pl Autor opublikowanego na naszym portalu „Szkicu podręcznika do etyki”
Artykuł ukazał się pierwotnie na portalu Racjonalista.pl http://www.racjonalista.pl/kk.php/s,7927 Publikacja za wiedzą i zgodą Autora.