Artykuł zamieszczamy za zgodą Autorki, pani
dr Marzeny Żylińskiej
Tekst ukazał się pierwotnie na portalu Centrum Edukacji Obywatelskiej
http://osswiata.nq.pl/zylinska/2012/01/29/acta-w-szkole/#comment-628
ACTA a korzystanie z internetu w szkole
Tematem numer jeden jest w ostatnich dniach podpisane przez Polskę porozumienie ACTA. Wiele osób obawia się, że może ono stać się narzędziem ograniczającym wolność w internecie. Rząd obiecuje, że zanim nasz kraj ratyfikuje ową budzącą tyle sprzeciwu umowę, wszystkie wątpliwości zostaną wyjaśnione. Osoby obecnie korzystające w szkołach z internetu wiedzą, że obawy są ogromne, a pytań wiele. I nie chodzi tu o oglądanie filmów zanim pojawią się w kinach, ale o dużo poważniejsze problemy.
Przedstawiciele rządu powinni na te pytania odpowiedzieć, bo ścisłe przestrzeganie praw autorskich może ograniczyć korzystanie przez uczniów z dorobku kulturowego poprzednich pokoleń. A przecież rozwój ludzkości możliwy był dlatego, że ludzie uczyli się od siebie nawzajem i przejmowali najlepsze rozwiązania. Ktoś wymyślił dźwignię, a inni to przejęli. Jednak od XIX wieku prawa autorskie ewoluują w bardzo niebezpiecznym kierunku. Autorami owego przeracjonalizowania i przeregulowania obowiązujących zasad są prawnicy. Tworzone przez nich akty prawne są tak napisane, że nikt poza wąską grupą ekspertów, nie jest w stanie ich zrozumieć. Dotyczy to nawet posłów głosujących w parlamentach nad konkretnymi rozwiązaniami prawnymi.
Obecne podejście do praw autorskich, nawet bez umowy ACTA, generuje wiele absurdów. W Europie ponad 200 tysięcy filmów leży w magazynach, bo nie można rozstrzygnąć, do kogo należą prawa. Jeśli by konsekwentnie iść tą drogą, to niedługo będziemy się zastanawiać, czy istnienie bibliotek bezpłatnie udostępniających książki jest zgodne z prawem.
Rozumiejąc złożoność sytuacji i potrzebę ochrony prawa twórców do ich dzieł, widzę jednocześnie, jakim zagrożeniem może być umowa ACTA dla edukacji dopiero zaczynającej korzystać z dobrodziejstw internetu. Dlatego dziś trzeba domagać się odpowiedzi na sformułowane poniżej pytania i określić zasady, na jakich w szkołach będzie można korzystać z internetowych zasobów i wykorzystywać w internecie materiały pochodzące z innych źródeł. Uczniowie mają nauczyć się, jak korzystać z sieci, mają przeprowadzać projekty edukacyjne, kontaktować się z rówieśnikami z innych krajów, pracować z platformami edukacyjnymi. Wszystko to oznacza konieczność wykorzystywania różnego typu materiałów: zdjęć, artykułów, piosenek, wywiadów, reklam, filmów, fragmentów lub całych utworów literackich (wiersze).
Oto kilka niejasnych dziś sytuacji:
1) Nauczyciel na lekcji języka angielskiego odtwarza z youtuba piosenkę brytyjskiej piosenkarki, a uczniowie wykorzystują jej tekst do ćwiczenia wybranych struktur gramatycznych.
2) Uczniowie tworzą prezentacje na temat wybitnych amerykańskich pisarzy. Wykorzystują w niej zdjęcia i fragmenty wywiadów, jakie znaleźli w internecie.
3) Nauczyciel pokazuje w klasie zdjęcia i fragmenty filmów o Peru, jakie znalazł w internecie.
4) Uczniowie pracujący z platformą edukacyjną Moodle, wstawiają tam zdjęcia i materiały znalezione w internecie.
5) Uczniowie robią prezentacje na temat różnych ras psów, kopiują zdjęcia znalezione w internecie, drukują je i robią z nich plakat.
Ponieważ od dawna zajmuję się wykorzystaniem nowych technologii na lekcjach języka obcego, problemy z prawami autorskimi znam z autopsji. Jakiś czas temu, w ramach zajęć z metodyki studenci toruńskiego NKJO wspólnie ze studentami z Pädagogische Hochschule z Heidelbergu pracowali nad projektem, którego celem było porównanie jakości polskich i niemieckich podręczników do nauki języków obcych. Efekty kilkumiesięcznej pracy chcieliśmy opublikować na stonach obu szkół, ale na prośbę opiekuna niemieckich studentów odstąpiliśmy od tego pomysłu. W materiałach było bowiem wiele zdjęć, ilustracji i skanów wybranych podręcznikowych stron, a pracownicy Pädagogische Hochschule mieli w owym czasie z tym właśnie poważny problem. Pewna niemiecka kancelaria prawnicza zwróciła się do nich w imieniu amerykańskich fotografów o odszkodowanie w wysokości 2000 Euro za każde wykorzystane przez studentów zdjęcie, które można było znaleźć w materiałach opublikowanych na stronach szkoły i na platformie Moodle. Ponieważ projekt, nad którym pracowali dotyczył amerykańskich pisarzy, w materiałach można było znaleźć ich zdjęcia. Co ciekawe, nie były one nawet ściągnięte na serwer Pädagogische Hochschule, ale w materiałach z projektu wstawiono jedynie odpowiednie linki. Były to fotografie zrobione w bardzo oficjanych sytuacjach, np. gdy pisarz odbierał nagrodę.
Opiekun niemieckiej grupy opowiadał mi wtedy, że w Niemczech działają wyspecjalizowane grupy prawników, które przeszukują strony szkół i uniwersytetów, aby wymuszać od nich pieniądze. Dopiero gdy znajdą zdjęcia, szukają ich autorów i kontaktują się z nimi, proponując jedynie niewielką część z kwoty, której żądają od szkół. Nie chodzi tu więc o to, że to fotograf, czy inny autor chce chronić swoje prawa, ale o interes dużych korporacji prawniczych, które w oparciu o prawa autorskie odkryły nowe źródło zysku i możliwość rozwinięcia nowego rodzaju „usług dla klientów”. W Polsce o podobnym procederze jeszcze nie słyszałam, ale chciałabym wiedzieć, jak sytuacja wygląda w świetle obecnego prawa i jak miałaby wyglądać po ratyfikacji porozumienia ACTA. Co do intencji korporacji prawniczych, nie powinno się mieć najmniejszych złudzeń.
Aby wyjaśnić problem, posłużę się przykładami z własnej praktyki. „Obraz mężczyzny w reklamie” – projekt polsko – francuski.
Polscy i francuscy studenci wyszukują najciekawsze reklamy w których ukazani są mężczyzni. Pochodzą one zarówno z prasy (zeskanowane zdjęcia), jak i z telewizji (nagrania spotów reklamowych). Następnie usuwane są wszelkie napisy oraz dane, które mogłyby ułatwić identyfikację reklamy. Po takiej obróbce zdjęcia wysyłane zostają do partnerów, którzy muszą odgadnąć, co owe zdjęcia reklamują. Punktem kulminacyjnym projektu jest wideokonferencja, podczas której polscy i francuscy studenci dyskutują o tym, jak branża reklamowa w obu krajach przedstawia kobiety i mężczyzn, jakich stereotypów używa, jak wpływa to na zbiorową mentalność . Efekty projektu zostały opublikowane na fińskiej platformie edukacyjnej, z wykorzystaniem zeskanowanych reklam z gazet i linków do reklam znalezionych w internecie. Wcześniej wysłaliśmy do wszystkich redakcji prośby o zgodę na wykorzystanie tych materiałów, ale od nikogo nie dostaliśmy odpowiedzi.
Pytanie
Czy opublikowanie materiałów z projektu było zgodne z prawem? Czy będzie można robić coś takiego po wprowadzeniu porozumienia ACTA? Czy dla celów edukacyjnych można korzystać z reklam i spotów publikowanych w prasie, telewizji, internecie?
W ramach innego projektu zajmowaliśmy się analizą polskich, niemieckich i francuskich wierszy. Studenci wyszukiwali utwory poświęcone jednemu tematowi, np. reklamie i wspólnie z grupą francuską analizowaliśmy, jak ten fenomen został przedstawiony przez poetów z różnych krajów. Zainteresowanym polecam wiersz Wisławy Szymborskiej „Prospekt”. Ten i inne wiersze naszej noblistki można znaleźć np. na stronie: http://wiersze.bfcior.pl/wislawa-szymborska.php?show=prospekt
Czy jest to legalne? Czy ja pisząc w blogowym poście tekst o tym, jak dobór utworów literackich działa na sieć neuronalną, mogę przytoczyć cały wiersz Wisławy Szymborskiej? Jest dla mnie sprawą oczywistą, że zawsze należy podać autora i źródło pochodzenia tekstu, ale na użytek celów edukacyjnych nie jestem w stanie sprawdzić, do kogo należą prawa autorskie utworów, które ja, moi uczniowie czy studenci chcą wykorzystać.
Materiały do opisanych projektów zbieraliśmy i komentowalismy na otwartej platformie edukacyjnej, wykorzystując wiersze, do których nie mieliśmy praw autorskich.
Czy wolno nam to robić? Czy będzie nam wolno korzystać z utworów literackich i omawiać je na otwartych i zamkniętych platformach edukacyjnych wstawiając fragmenty lub całość utworów?
Aby dobrze przygotować uczniów do życia w społeczeństwie informacyjnym, trzeba nauczyć ich korzystania z internetu. Ministerstwo propaguje metodę projektów wprowadzając np. obowiązek przeprowadzenia w gimnazjum jednego projektu w ciągu trzech lat. Czemu nie miałaby to być międzynarodowa współpraca, która rozwija również znajomość języków obcych? Jednak takie przedsięwzięcia wymagają korzystania z internetowych zasobów lub wykorzystywania i publikowania tekstów, do których nie ma się praw autorskich. Jak mielibyśmy dyskutować na platformie o wierszach, nie publikując ich? Czy można wyobrazić sobie opisane projekty bez możliwości korzystanie z tekstów, zdjęć, statystyk i innych ogólnodostępnych materiałów? Czy wolno takie materiały wykorzystywać na platformach edukacyjnych, czy w wstawianych do sieci uczniowskich prezentacjach? Postęp możliwy jest właśnie dzięki wymianie i współpracy. Bo jak rozmawiać o kulturze czy sztuce nie odwołując się do dorobku różnych artystów i twórców? I czy dziś można to robić bez internetu? Przykładem wykorzystania sztuki w projektach internetowych może być współpraca studentów toruńskiego NKJO ze studentami z Meksyku – http://daf.eduprojects.net/daf11/.
Szkolny prawnik
Skąd uczniowie i nauczyciele maja wiedzieć, kto ma prawa autorskie do wybranych utworów? Ile czasu zajęłyby próby ich zdobycia? Niedługo może okazać się, że uczniowie mają uczyć się, jak pracować z internetem i mają przeprowadzać projekty edukacyjne, ale nie wolno korzystać ze zdjęć, tekstów i materiałów, do których ktoś może mieć prawa autorskie. W takiej sytuacji, w każdej szkole trzeba będzie zatrudnić prawnika. Przesada? W Niemczech prawników reprezentujących szkoły wynajęły ministerstwa (w każdym kraju związkowym jest ministerstwo zajmujące się edukacją).
Umowa ACTA ma zabezpieczyć prawa autorskie. Skorzystają na tym bez wątpienia możni tego świata, wielkie korporacje i przede wszystkim prawnicy. We wszystkich krajach szybko pojawią się kancelarie prawnicze, które będą sprawdzać, czy w uczniowskich prezentacjach nie wykorzystano zdjęć, tekstów, utworów muzycznych czy filmów chronionych porozumieniem ACTA. Ale jak w takich warunkach miałaby rozwijać się nauka? Co z pracami dyplomowymi, magisterskimi, doktorskimi? Czy studenci będą mogli opisywać, jak wykorzystują w szkole autentyczne materiały? Dziś studenci toruńskiego NKJO w swoich pracach dyplomowych opisują, jak wykorzystać muzykę na lekcjach języków obcych i do swoich prac dołączają płyty CD z wybranymi utworami muzycznymi. Być może po wprowadzeniu ACTA stwierdzą, że bezpieczniej jest ograniczyć się do podręcznika i robić z uczniami zadania z lukami.
Dyskutując o ochronie praw autorskich nie można pomijać faktu, iż tzw. „klikalność” oznacza popularność, a to w świecie realnym przekłada się na sukces finansowy.
Nauczyciele języków obcych zainteresowani opisanymi tu i innymi projektami, znajdą dokładne informacje w mojej książce „Postkomunikatywna dydaktyka języków obcych w dobie technologii informacyjnych”, Drugie wyd. Warszawa 2010. „Fraszka edukacyjna”. Piszę teraz „Neurodydaktykę”. Chciałabym zawrzeć w niej jak najwięcej przykładów nauczania przyjaznego mózgowi. To wymaga czerpania z dorobku innych osób, w tym również artystów. Zawsze podaję autora, ale czy to wystarczy?