Artykuły

Piękny i pouczający list od naszego tysięcznego „lubisia” na fb

 

 

Od Redakcji

Kiedy licznik kliknięć w „lubię to” zaczął zbliżać się do 1000 ogłosiliśmy, że będziemy chcieli przedstawić i uhonorować naszego „tysięcznika”. I chociaż pilnowaliśmy licznika, to jednak nie udało nam się ustalić, kto był tym tysięcznym "lubisiem". Napisaliśmy do kilku „podejrzanych” o to osób i w odpowiedzi otrzymaliśmy od Machała Wagnera ten piękny i wielce dla nas, ale też dla innych, pouczający list. Pan Michał uświadomił nam, że nasza robota popularyzująca lekcje etyki jest bardzo potrzebna, ale też jeszcze niedostatecznie skuteczna. Czeka nas ogrom pracy, żeby uczniowie i ich rodzice poznali swoje prawa do wolnego wyboru pomiędzy lekcjami religii i etyki.


(…) przez cały ten czas nie wiedziałem o tym, że mam prawo do lekcji etyki! Dowiedziałem się o tym niedawno z etykawszkole.pl, nawet nie wyobrażacie sobie ogromu mojej irytacji, gdy uświadomiłem sobie, że zamiast siedzieć i się nudzić na lekcjach religii mogłem je spędzić na nauce filozofii (…)

Zajęcia z religii w szkole podstawowej wspominam bardzo dobrze, był to ten czas w ciągu całego dnia siedzenia w szkole, kiedy w końcu mogłem porozmawiać ze znajomymi, odrobić lekcje (a raczej przepisać prace domową od bardziej zdolnego kolegi) czy zabawić kolegów mą prześmieszną (jak mi się wydawało) parodią Vita Corleone z „Ojca chrzestnego” (rzecz bardzo prosta, bierzemy kartkę przerywamy ją na pół, zgniatamy, wkładamy sobie do ust – a następnie zaczynamy bełkotać udawaną angielszczyzną). Z zajęciami religii kojarzą mi się również konkursy – szczególnie jeden – z wiedzy o Janie Pawle II, który tak się złożyło, że wygrałem. Przyznam szczerze, że nie było to trudne wyzwanie, gdyż jako jedyny zainteresowałem się inicjatywą podjętą przez księdza – katechetę, co biorąc pod uwagę chaos panujący w klasie, było cudem samym w sobie, że komukolwiek udało się zwrócić uwagę na to co mówił. Proszę nie zrozumieć mnie źle, ksiądz podejmował różne próby okiełznania nas, lecz w połowie semestru zrozumiał, że łatwiej będzie przejść wielbłądowi przez ucho igielne, niż zaprowadzić w naszej klasie dyscyplinę. Ale wracając do tematu – nagrodą w konkursie była ksiązka pod tytułem „Nie tylko cieśla” (której do tej pory nie przeczytałem) – a wygrałem ją przyjmując następująca taktykę: na każde zadane pytanie odpowiadałem „Totus tuus”. Jako jedyny uczestnik - zająłem pierwsze miejsce; pomimo tego, że na pytanie „Jakie imię nosił Jan Paweł II zanim został papieżem?” również odpowiedziałem: „Totus tuus”. Tak minęła mi podstawówka. W gimnazjum pojawiła się pani katechetka, mało doświadczona nauczycielka, którą widywaliśmy jedynie przez parę pierwszych miesięcy, miała odejść po tym jak jedna z moich klasowych koleżanek powiedziała jej, że „gdybyśmy panią przywiązali do krzesła nikt by się o tym nie dowiedział”. Nic takiego się nie stało, oczywiście. Ale ta zabawna anegdota miała być jeszcze przywoływana, na długo po ukończeniu szkoły – i zawsze wywoływała salwy śmiechu (o ile była opowiedziana w odpowiednim towarzystwie). Tak – byliśmy normalnymi wesołymi gimnazjalistami, teoretycznie znającymi etykę chrześcijańską od podszewki. Gdy poszedłem do liceum, zacząłem w końcu uważać na lekcjach religii. Mój katecheta – przemiły człowiek, zresztą osoba, z którą można było długo i ciekawie dyskutować – oczywiście nie na tematy religijne, ale polityczne. Rozmawialiśmy o tym, że Olejniczak byłby lepszym szefem partii niż Napieralski, oraz że programy PO i PiSu w rzeczywistości się niewiele od siebie różnią. Z samych lekcji religii pamiętam tylko jedne zajęcia – a mianowicie te, na których poruszany był temat bierzmowania i dosyć kontrowersyjna teza, że osoby bez bierzmowania nie pójdą do nieba, podobnie jak ludzie nieochrzczeni (ci mieli nie liczyć nawet na przepustkę do czyśćca) – uderzyło mnie to, że nie liczyło się dla niego to czy jest się dobrym czy złym człowiekiem, a to czy przystąpiło się do bierzmowania czy nie. Pamiętam, że po tych zajęciach przyszedłem do domu i oświadczyłem mamie, że jeżeli tak wygląda nauczanie kościoła, to ja do takiego kościoła nie chcę należeć. Mój antyklerykalizm nie potrwał długo – skończył się z pierwszym próbnym egzaminem maturalnym. Przed maturą zajęcia religii stały się dla mnie wyjątkowo ważne, gdyż wydawało mi się, że uda mi się znaleźć na nich jakiś sposób na przekupienie losu, tak by na egzaminie dojrzałości wszystkie niezależne ode mnie czynniki były dla mnie sprzyjające. Podobnym zabiegiem miała być wycieczka szkolna na Jasną Górę, gdzie wszystkie modlitwy do obrazu Maryi wygłoszone tamtego dnia miały jedną treść „pozwól mi zdać!”. Jako maturzysta byłem wyjątkowo zaciekłym katolikiem. Moja gorąca wiara skończyła się wraz z otrzymaniem wyników. Gdy dostałem się na studia – wróciłem do swojej religijnej obojętności.

Teraz robię magistra z filozofii i antropologii. Co wyniosłem z lekcji religii? Prócz opisanych wyżej wspomnień – nic. Wspominam je raczej jako taką odmianę długiej przerwy - czas jedzenia kanapek i czytania komiksów. Zresztą to nie były tylko moje odczucia, podobne wspomnienia mają moi znajomi, którzy chodzili do innych szkół niż ja. Wartości dydaktyczne? W liceum ponad połowa klasy oblała niezapowiedzianą kartkówkę, na której trzeba było wypisać imiona wszystkich apostołów. Ja sam do dzisiaj nie wiem, dlaczego na Wielkanoc trzeba iść z koszyczkiem do kościoła i czemu Bóg pomimo swej wszechmocy męczył się z tworzeniem Ziemi aż przez sześć dni. Tak naprawdę pytania o dobro, czym ono jest, dlaczego mam się nim kierować w życiu nie zostały zadane na tych zajęciach. Nie przyszło mi do głowy nawet by je zadać – sprawa z punktu widzenia katechetów była prosta – modlimy się: dobrze, nie modlimy się: źle. Po co? No, bo jest piekło, a to miejsce dla ludzi, którzy się nie modlą. Tyle. Trudno się dziwić mojej klasie, że nie interesowało jej zbytnio to, co było głoszone na lekcjach. Lecz pomijając to, że religia sama w sobie była dla nas bezużytecznym przedmiotem, który zaczął się liczyć w momencie ogłoszenia, że jednak ocena z niego będzie liczyła się do średniej – to przez cały ten czas nie wiedziałem o tym, że mam prawo do lekcji etyki! Dowiedziałem się o tym niedawno z etykawszkole.pl, nawet nie wyobrażacie sobie ogromu mojej irytacji, gdy uświadomiłem sobie, że zamiast siedzieć i się nudzić na lekcjach religii mogłem je spędzić na nauce filozofii, która w liceum ograniczyła się jedynie do paru minut na „polskim”. Wiedziałem, że istnieje coś takiego jak „etyka” i słyszałem, że uczą jej w liceach – ale w których? Pewnie w jakichś burżuazyjnych prywatnych warszawskich szkołach, „etyka” w moich oczach była wyznacznikiem niedostępnego luksusu… Teraz okazuje się, że ten niedostępny luksus byłby dostępny, gdyby ktoś mi powiedział, że i ja mam do niego prawo. Tak naprawdę pytanie o dobro zadałem sobie na studiach – i dostałem na nie paręnaście odpowiedzi. Przez moich wykładowców odpowiadali mi Sokrates, Kant, Rawls i wielu innych. Znaleźli się też święci: Tomasz i Augustyn – i ich odpowiedzi nie ograniczały się jedynie do „módl się, bo będzie źle”. Szkoda, że złożoności niektórych zagadnień nie udało mi się poznać wcześniej. Wolałbym słuchać o sporze Sokratesa z sofistami, niż tego, który przeprowadził mój katecheta z ludźmi nieochrzczonymi. Jako przyszły magister filozofii już nawet nie liczę na pracę jako nauczyciel w szkole – nie wydaje mi się by były jakiekolwiek miejsca pracy dla nauczycieli etyki – dlatego też przez ostatnie lata nie zapisywałem się na zajęcia z „pedagogizacji” konieczne by podjąć pracę jako nauczyciel. Jako niereformowalny pesymista, nie wydaje mi się również żeby sytuacja nauczania etyki w Polsce jakoś się poprawiła. Więc dlaczego kliknąłem „lubię to” na stronie etykawszkole.pl? Bo chce by ktoś wiedział, że zamiast udawać, na przykład Vita Corleone, na religii, może poznać fascynujący przedmiot, jakim jest filozofia.

Michał Wagner , student filozofii na Uniwersytecie Warszawskim

 

 

Wszystkie publikowane na stronie teksty objęte są licencją creative commons 3.0, o ile w tekście nie zaznaczono inaczej. Zezwala się na ich wykorzystanie do celów dydaktycznych z uznaniem praw autorskich i każdorazowym wskazaniem źródła. Serwis korzysta z plików cookies.

Szukaj